top of page

Ten.to człowiek zatrzymał się przed czekającą nań w milcze-niu grupką. Widać było po nim zdziwienie, lecz również jakby lekkie rozbawienie. Oczy błysnęły mu na widok Brana i przemó-wił. Używał dziwnie archaicznego języka, który jednak niewąt-pliwie był językiem piktyjskim. Cormac ledwie go rozumiał. — Witaj, Brule. Gonar nic mi nie powiedział, że to ty mi się przyśnisz!  Po raz pierwszy Cormac zobaczył króla Piktów wytrącone-go całkowicie z równowagi. Bran gapił się jedynie w niemym zdziwieniu. Obcy zaś ciągnął swoje: — I to w diademie na głowie z wprawionym weń klejnotem, który ci dałem. A przecież jeszcze wczoraj w nocy nosiłeś o w pierścieniu na palcu! — Ubiegłej nocy? — sapnął Bran. — Ubiegłej nocy, czy też sto tysięcy lat temu, to wszystko jedno! — zamruczał Gonar, rozbawiony najwidoczniej zaistniałą sytuacją. — Nie jestem Brulem — odpowiedział król. — Czy jesteś niespełna rozumu, że mówisz w ten sposób o człowieku, który nie żyje od setek wieków? To był założyciel mojego rodu. Nieoczekiwanie obcy roześmiał się. — No coż, terazłuż wiem na pewno, że śnię!

Pikowie

bottom of page